Jadąc do Norwegii samochodem najłatwiej jest dostać się tam promem – tak zrobiłam ostatnim razem, tak było i teraz. Zdecydowałyśmy się, że tym razem najlepsza jest dla nas trasa przez Niemcy i Danię więc z Hirtshals do Stavanger w Norwegii przepłynęłyśmy z Fjord Line na pokładzie MS Stavangerfjord.
Teoretycznie, przy dobrym planowaniu z Poznania do Hirtshals można dojechać w jeden dzień, my jednak zdecydowałyśmy się spędzić półtora dnia na zwiedzaniu Aarhus, drugiego co do wielkości miasta Danii skąd do promu miałyśmy jeszcze dwie godziny drogi.
Prom odpływał o 19.30, a odprawa zaczyna się na godzinę przed odpłynięciem. Cała procedura jest dosyć prosta – należy jechać za strzałkami check-in a tam pracownicy obsługi sprawdzą nasze dokumenty oraz rezerwację i wręczą nam karty do kajuty (które są jednocześnie kluczami), vouchery na posiłki oraz zawieszkę z napisem Stavanger, którą należy powiesić przy lusterku (prom ze Stavanger płynie dalej do Bergen). Otrzymujemy tez informację na którym pasie się ustawić i czekamy na wjazd na prom. Po zaparkowaniu należy zaciągnąć hamulec ręczny, zostawić auto na biegu i opuścić pokład samochodowy.
Ważne jest zabranie wszystkiego co nam będzie potrzebne, bo pokład samochodowy jest powtórnie otwierany pół godziny przed dopłynięciem do portu. Ja zapomniałam przepakować się w małą torbę i musiałam zabrać ze sobą walizkę – było to dosyć niewygodne, w drodze powrotnej nie popełniłam więc już tego błędu.
W nocy lubię podróżować tylko wtedy gdy mogę się wygodnie wyspać – nie znoszę nocnych lotów samolotem w ciasnej klasie ekonomicznej czy niewygodnych podróży autobusowych. Tu nie miałam na co narzekać – dwuosobowa kabina wyglądała obiecująco.
Kabina była czysta i w sam raz dla dwóch osób – od razu z ciekawości sprawdziłyśmy jak rozkładają się łóżka przy suficie (łatwo) – dla czterech osób byłoby ciaśniej, ale wciąż wygodnie. Kompaktowa łazienka z prysznicem, czysta pościel, telewizor, którego nawet nie miałyśmy czasu włączyć, półki, wieszaki, gniazdka przy łóżku i lampki, które byłyby idealne do czytania, gdyby nie to, że mam świecący czytnik elektroniczny nad którym zwykle zasypiam.
Cieszyłyśmy się ogromnie, że kolację mamy zarezerwowaną w pierwszej turze i po zostawieniu bagażu udałyśmy się na szukanie naszej restauracji. Restauracji i barów na pokładzie siódmym jest kilka, my udałyśmy się do Commander Buffet gdzie po sprawdzeniu naszej restauracji osoba z obsługi zaprowadziła nas do odpowiedniego stolika i zostawiła tam kartkę informującą, do której godziny mamy rezerwację (na zjedzenie kolacji jest 1,5h).
Bufet oferuje ogromny wybór – od ryb, owoców morza, mięs, zup po sałatki, sery, czy desery. Bardzo rzadko zdarza mi się korzystać z bufetu, musiałam się więc mocno pilnować, żeby nie przesadzić z różnorodnością i ilością, bo wszystko wyglądało (i jak się okazało później – było) smacznie.
Bardzo miłym zaskoczeniem dla mnie był duży wybór smacznego chleba bezglutenowego. Jak się później dowiedziałam ten chleb ze względu na brak możliwości nie jest pieczony w promowej kuchni, ale regularnie dostarczany – chleb, a rano przy śniadaniu również różne bezglutenowe płatki śniadaniowe znajdują się na osobnym stanowisku, nie ma więc obawy, że pomieszają się ze zwykłym chlebem. Oferowane jest również mleko bez laktozy oraz mleko roślinne.
Dla osoby takiej jak ja, która na co dzień zmaga się z poważnym alergiami i nietolerancją pokarmową i która musiała się przyzwyczaić do tego, że poza domem nie zawsze jest łatwo zjeść kolacja, śniadanie, a w drodze powrotnej lunch w Commander Buffet były ogromną przyjemnością.
(cena kolacji to około 175zł, śniadania ok. 75zł, a lunchu 120zł).
Po kolacji z widokiem szukamy recepcji, ponieważ Fjord Line obiecał nam poznanie promu ‘od kuchni’ z czego chętnie korzystamy. Mamy zacząć od mostu kapitańskiego i Ralf, nasz przewodnik uprzedza, żebyśmy zachowywały się cicho, a jeśli zostaniemy poproszone opuszczenie mostku to musimy to natychmiast zrobić. Nic takiego nie ma miejsca – zostajemy miło przywitane przez nawigatora, który opowiada o swojej pracy, wyjaśnia do czego służą przyrządy, które widzimy wokoło i odpowiada na wiele naszych pytań.
Ja oczywiście pytam o ewentualne problemy i sytuacje kryzysowe – to z pewnością efekt zbyt wielu czytanych kryminałów. W odpowiedzi, z pewnym rozczarowaniem ale i jednoczesną ulgą, słyszę, że problemy bardzo rzadko się pojawiają – tak naprawdę proces sterowania promem jest zautomatyzowany i w zasadzie praca polega na kontrolowaniu urządzeń, dopiero manewrowanie wśród ciasnych fiordów czy cumowanie wymaga większej kontroli manualnej.
W dalszej części wycieczki dowiadujemy się, że na promie jest hotel dla zwierząt, odwiedzamy pokład na którym znajduje się lądowisko dla helikopterów, a także mijamy ogromne czerwone kominy z napisem Powered by LNG (Zasilany przez LNG) – jak się okazuje LNG to skroplony gaz ziemny: spaliny z pokładowych silników są wolne o siarki i sadzy co sprawia, że nawet nie widzimy dymu, emisja dwutlenku węgla jest niższa nawet o 25% a tlenków azotu aż o 92% w porównaniu do silników wysokoprężnych. Ta technologia generuje też o wiele niższy poziom hałasu.
Wewnątrz zaglądamy jeszcze do kuchni i z podziwem patrzę na wszystkie ogromne lodówki i niezliczoną ilość potrzebnych pomieszczeń i półek. Przyglądamy się też części rozrywkowej gdzie można obejrzeć mecz, pograć na automatach czy nawet posłuchać koncertu na żywo (z tej opcji korzysta wielu pasażerów).
Noc mija nam dobrze – łóżka w kabinach są wygodne, a prom płynie cicho z prędkością około 20 węzłów (niecałe 40 km)/h. Gdyby ktoś zapomniał budzika – można się nie martwić, odpowiednio wcześniej z głośnika odzywa się głos informując, że za godzinę będziemy u celu. Wczesne śniadanie i kawa pomagają nam się obudzić – wyjeżdżamy z promu i zwiedzamy Stavanger zanim jeszcze pojawi się w nim wielu turystów.
Powrót odbyłyśmy na pokładzie tego samego promu z Langesund (około godzina drogi z Larviku) do Hirtshals – dojeżdżam na prom tak głodna, że już nie mogę się doczekać lunchu – i Commander Buffet znowu nie rozczarowuje. Mamy również kabinę na tej trasie i chociaż to tylko pięciogodzinna przeprawa to jednak z ulga kładę się w ciszy, żeby odespać bezsenną imprezową noc – moja kolej tego dnia na bycie kierowcą więc jestem bardzo zmęczona.
W zasadzie prawie wszystko poszło bez problemu – tylko na koniec tak jakby zgubiłyśmy samochód – dwa razy obeszłyśmy piąty pokład nie mogąc go znaleźć, zanim zorientowałyśmy się że został umieszczony na rampie, podniesionej później do góry i dlatego należy go szukać na pokładzie szóstym…
Nasza podróż z Fjord Line była komfortowa i bezproblemowa. Wiele osób często stara się zaoszczędzić na kabinach wybierając często fotele lotnicze, ale dla mnie dobrze przespana noc jest ważna dlatego cieszę się, że po raz kolejny podróżowałam w ten sposób.
Wybór trasy przez Danię i dopłynięcie od razu do Stavanger (czy też Bergen) też jest świetnym pomysłem więc zdecydowanie polecam podróż z Fjord Line.
Ceny rejsów zmieniają się w zależności od sezonu. Nasza podróż (samochód + dwuosobowa kabina zewnętrzna) z Hirtshals do Stavanger kosztowała około 815 złotych. Tańsza byłaby kabina wewnętrzna lub fotele lotnicze (Prom oferuje 20 typów kabin).
Aby wyszukać najlepsze ceny i promocję proponuję skorzystać z kalendarza niskich cen.