You are currently viewing Norwegia praktycznie: własnym samochodem

Norwegia praktycznie: własnym samochodem

Norwegia to jeden z najpiękniejszych krajów, w których byłam – i jeden z tych krajów do których chce się wracać. Ja byłam tam już po raz trzeci, przy czym po raz drugi samochodem, a po raz pierwszy samochodem jako kierowca. Myślę, że będzie kiedyś i czwarty czy piąty raz, bo to niesamowity kraj, a ja wróciłam z wrażeniem, że tyle jeszcze zostało tam do zobaczenia, że kiedyś muszę wrócić.

Sposoby na zwiedzanie Norwegii są różne. Przede wszystkim jest to kraj kamperów i domyślam się, że to musi być jeden z najprzyjemniejszych sposobów na zwiedzanie, ale nie tym razem – może kiedyś? Widać też wielu rowerzystów i co ciekawe średnia wieku jest dosyć wysoka więc jeżdżąc norweskimi drogami myślałam sobie, że trzeba ćwiczyć, bo może to dobry pomysł na zachowanie sprawności na emeryturze… Na poboczach drogi spotyka się też autostopowiczów i lektura wielu relacji że ten najtańszy sposób na podróżowanie wcale nie jest zły.
Samochód plus namiot wydaje się w tym kraju świetnym rozwiązaniem. Po Norwegii jeździ się wolno lecz dobrze (więcej o tym poniżej), można zatrzymać się w dowolnym momencie na zdjęcia, dojechać gdzie się chce i jak szybko (lub wolno) się chce. Można rozbić się z namiotem na dziko lub zatrzymać się na jednym z wielu dobrze wyposażonych kempingów.

Jak się dostać do Norwegii (i z niej wrócić)?

Albo przez Danię albo przez Szwecję – wybór trasy zależeć będzie od tego, który region Norwegii chcemy zobaczyć, oraz gdzie się zatrzymać po drodze. Gdybym planowała zwiedzać wyłącznie północ najrozsądniejszym rozwiązaniem byłaby podróż przez Szwecję i przekroczenie granicy z Norwegią na północy (tańsze kempingi, jedzenie, benzyna, prostsze drogi oraz mniejsze ograniczenia prędkości), w naszym przypadku jednak przejazd z Poznania przez Niemcy i Danię był jednak o wiele lepszym rozwiązaniem, bo chociaż Lofoty, Nordkapp i ogólnie daleka północ jest coraz bardziej popularna wśród polskich turystów, to jednak większość wybiera południową lub środkową część Norwegii: fiordy, lodowce, znane z setek zdjęć szlaki (m.in na Język Trolla, Kjerag czy Preikestolen), okolice Stavanger czy Bergen. To był również nasz plan na początek podróży stąd też decyzja o przepłynięciu promem z Hirtshals (w Danii) do Stavanger (w Norwegii).

Z Poznania do Hirtshals jest 1050km, a większość trasy to autostrady więc jedzie się zazwyczaj szybko i dobrze i trasa jest do przejechania w jeden dzień jeśli się to dobrze zaplanuje (biorąc pod uwagę ewentualne roboty drogowe, których u nas na trasie było sporo).
Uważam jednak, że zawsze warto na trasie zatrzymać się i zwiedzić coś jeszcze – dlatego zdecydowałyśmy się zatrzymać w Aarhus, drugiego co do wielkości miasta w Danii gdzie m.in. można zwiedzić niesamowity skansen Den Gamle By – jeden z najciekawszych jakie do tej pory widziałam.

Z Hirtshals odpływają promy Fjord Line, a ponieważ podróż do Stavanger trwa ponad 10 godzin najlepszym pomysłem jest wykupienie również kabiny, żeby rano w pełni sił kontynuować podróż (Stavanger o świcie, kiedy nie ma jeszcze wielu turystów jest fantastyczne do zwiedzania).
Ceny: od 191 euro (ok. 815 zł) za samochód i kabinę dwuosobową wewnętrzną. Sporo niższa opłata będzie jeśli zdecydujemy się, że wystarczy nam noc na fotelach lotniczych.
Ceny jednak zmieniają się w zależności od pory roku (ceny podczas sezonu najczęściej są wyższe), popytu, zdarzają się też promocje dlatego warto korzystać z kalendarza niskich cen na stronie Fjord Line jeśli jesteśmy elastyczni jeśli chodzi o daty wyjazdu i powrotu.
Do odprawy trzeba zgłosić się godzinę przed wyjazdem. Na promie samochód zostawiamy na biegu z zaciągniętym hamulcem ręcznym (informacja ta jest podana również na zawieszkach otrzymywanych przed wjazdem na prom) i zabieramy wszystko co jest nam potrzebne, ponieważ pokłady samochodowe ponownie są otwierane dopiero na ok. pół godziny przed wpłynięciem do portu.

Na promie jest sklep bezcłowy, mały salon gier, bary i restauracje, można nawet posłuchać muzyki na żywo! Na posiłek polecam bufet w restauracji Commander Buffet gdzie wybór dań jest ogromny, a kolacja z widokiem i lampką wina jest świetnym początkiem podróży.

Z promu Fjord Line korzystałyśmy też w drodze powrotnej, tym razem jadąc z Langesund niedaleko Larviku) do Hirtshals. Tu rejs trwa o wiele krócej, bo tylko 4,5 h więc kabina nie jest niezbędna chociaż może być miłym dodatkiem. W sierpniu i we wrześniu 2018 na tej trasie były atrakcyjne promocje i ceny zaczynały się od 49 euro (ok. 210 zł) za samochód i dowolną liczbę pasażerów więc warto szukać promocji.
(Dokładna relacja z podróży promem TUTAJ)

Przygotowania przed wyjazdem.

Chociaż Norwegia nie jest w Unii Europejskiej to jest w strefie Schengen więc do wjazdu wystarczy dowód osobisty, paszport nie jest konieczny. Oczywiście należy też posiadać prawo jazdy (polskie jest wystarczające) oraz dowód rejestracyjny samochodu. Warto przeczytać co można wwieźć do Norwegii (informacje dostępne w języku angielskim na stronie norweskiego urzędu celnego). Dla wielu osób istotna może być informacja, że można wwieźć do Norwegii 1 litr mocnego alkoholu, 3 litry wina i 2 litry piwa. Jeśli jednak nie bierzemy ze sobą mocnego alkoholu możemy wziąć więcej wina lub piwa, ale jeśli wwozimy papierosy (do 200 sztuk) to alkoholu należy wziąć mniej.
(Alkohol w Norwegii jest bardzo drogi więc jeśli ktoś ma ochotę na lampkę ulubionego wina do kolacji podczas białych nocy, warto pomyśleć o tym wcześniej).

Samochód

– musi być wyposażony w trójkąt ostrzegawczy. Apteczka oraz gaśnica nie są obowiązkowe, ale warto je mieć,
– bieżnik opony musi mieć przynajmniej 1,6 milimetra w przypadku opon letnich – nikt tego prawdopodobnie nie sprawdzi, ale warto o to zadbać ze względu na własne bezpieczeństwo – tak samo jak ze względu na bezpieczeństo powinniśmy zadbać o sprawne hamulce,
– cały rok obowiązuje jazda na światłach mijania,
– kierowcy nie wolno w trakcie jazdy używać smarfona (chyba że posiada zestaw głośnomówiący),
– zarówno kierowca jak i pasażerowie mają obowiązek jeździć w zapiętych pasach,
– dozwolony limit alkoholu we krwi to 0,2 promila, ale oczywiście najbezpieczniej jest zawsze nie jeździć po alkoholu.

Bezwzględnie należy pilnować przestrzegania ograniczeń prędkości – mandaty są bardzo wysokie, radary pojawiają się czasami chociaż zazwyczaj stoją wcześniej znaki ostrzegające o nich. Ograniczenia prędkości to najczęściej 50km w terenie zabudowanym lub 80km poza terenem zabudowanym – rzadko zdarzają się znaki informujące o wyższym limicie, natomiast w terenie zabudowanym często pojawiają się nawet ograniczenia do 30 lub 40km/h (i są przestrzegane!)

Szybsza jazda często nie tylko narażałaby nas na wysoki mandat, ale byłaby po prostu niebezpieczna – drogi są często tak wąskie, że gdy z przeciwnej strony nadjeżdża inny samochód (często kamper), ktoś musi zjechać na pobocze, żeby się bezpiecznie minąć. Zakręty sa ostre i często następują jeden po drugich więc nawet nie byłoby jak się rozpędzić, co byłoby zresztą bardzo nie rozsądne jeśli podjazdy/zjazdy są strome i nigdy nie wiadomo kto wyjedzie zza zakrętu.

W Norwegii człowiek dowiaduje się, że hamowanie silnikiem, o którym się uczył na kursie prawa jazdy to wcale nie jakiś wymysł, ale bardzo przydatna umiejętność – należy odpowiednio redukować biegi, żeby oszczędzać hamulce na ostrych zjazdach – często spotyka się nawet znaki informujące o redukcji biegów, ale obserwacje pokazały, że nie wszyscy to robią.
Ja mieszkając w Poznaniu jeżdżę głównie po Wielkopolsce czyli po bardzo płaskim terenie, a prawo jazdy mam dopiero od 3 lat więc pierwsze dni w Norwegii to była dla mnie również nauka innej jazdy.

Warto zarejestrować się w systemie Auto Pass i wtedy opłaty za drogi będą pobierane automatycznie. Niestety w naszym przypadku coś poszło nie tak, ponieważ mimo rejestracji, żadne opłaty nie zostały naliczone – nie jest to jednak problem – dzięki systemowi rozpoznawania tablic rejestracyjnych każdy przejazd jest rejestrowany i spodziewam się, że wkrótce pocztą nadejdzie rozliczenie kosztów.

W trasie

Z powodu odległości pomiędzy stacjami benzynowymi należy pilnować ile benzyny jeszcze mamy w baku – my jadąc raz (akurat przez Szwecję) mocno się zestresowałyśmy kiedy wydawało nam się, że nie będzie problemu, bo ‘jakoś to będzie’ a na małej stacji benzynowej terminal nie chciał zaakceptować naszej karty. Benzyna w Norwegii jest droga – ceny wahały się od 14,79 do ponad 17 NOK za litr (17 koron to około 7,68 zł), do końca podróży jednak nie udało nam się zorientować gdzie i kiedy jest najlepiej tankować – kiedyś zajechałyśmy na stację benzynową bo cena była dosyć atrakcyjna, a kiedy wyjeżdżałyśmy zobaczyłyśmy, że w ciągu tych 10 minut cena jeszcze spadła!
Na stacjach benzynowych najłatwiej płacić kartą, chociaż bywają też stacje, w których można zapłacić gotówką – zazwyczaj terminal wczytuje kartę na początku tankowania, a potem odpowiednia kwota jest naliczana, zdarzały się jednak stacje gdzie najpierw trzeba było wbić za ile chcemy zatankować.
W ciągu ponad 3 tygodni w samej tylko Norwegii za benzynę zapłaciłyśmy 3520 koron norweskich co w przeliczeniu daje około 1600zł. Licząc trasę: Poznań – Niemcy – Dania – Norwegia – Szwecja – Norwegia – Dania – Niemcy – Poznań benzyna w ciągu podróży kosztowała około 3200zł.

Na trasie znajdują się często punkty w których można zatrzymać się na postój – najczęściej wyposażone w dosyć czyste toalety oraz ze stolikami, często w punktach widokowych.

Ze względu na drogi oraz ogranicznia prędkości po Norwegii podróżuje się wolno – google maps najczęściej podają prawdziwe informacje dotyczące czasu przejazdu i planując trasę warto to sprawdzić, bywało bowiem tak, że 100 km jechałyśmy przez dwie godziny lub dłużej.

Bezpieczeństwo na drogach

Norwegia jest bardzo bezpiecznym krajem do jazdy. Znakomita większość kierowców przestrzega limitów prędkości, nie wyprzedza przy złej widoczności, nie ścina zakrętów i nie jest agresywna. Trzeba bardzo uważać ze względu na liczbę zakrętów i wąskie drogi, ale statystyki potwierdzają, że na norweskich drogach można czuć się bezpiecznie: średnia zabitych w Unii Europejskiej to 50 osób/mln mieszkańców, w Norwegii to zaledwie 27, za to w Polsce aż ponad 70.
Kiedy dwa lata temu jako świeży kierowca wyruszyłam w podróż po Polsce miałam wrażenie, że to najbardziej stresujące wakacje w moim życiu, zupełnie inne wrażenie miałam w Norwegii i nie jest to tylko kwestia doświadczenia.
Kiedyś jadąc zażartowałyśmy sobie, że gdyby norwescy kierowcy jeździli tak jak polscy to w krótkim czasie populacja zmalałaby pewnie o połowę.
Jedynie na rondach trzeba bardziej uważać, bo chyba nie wszyscy do końca wiedzą jak ich używać…

W kolejnych częściach napiszę jeszcze o atrakcjach, noclegach czy kempingowym jedzeniu. Mam też plan, żeby napisać o tym jak podróżuje się z osobą, której się prawie nie zna, bo wszyscy przed wyjazdem pytali mnie głównie o to: czy nie boję się ryzykować podróży z nieznaną osobą. Ale o tym wszystkim będzie za chwilę, a póki co zapraszam do przeczytania wspomnień z mojej wcześniejszej podróży do Norwegii oraz na stronę mojej współtowarzyszki podróży po Norwegii – Ewy – gdzie możecie przeczytać jeszcze bardziej szczegółowy post praktyczny o Norwegii oraz o naszym pobycie na fantastycznych wyspach Vesterålen.