Autentyczność czyli w zasadzie co?
Definicja jaką znajdziemy w Słowniku Języka Polskiego to:
autentyczny
1. «zgodny z rzeczywistością»
2. «niebędący kopią, falsyfikatem ani przeróbką»
3. «szczery, niekłamany, prawdziwy»
4. «niewątpliwy, wielki, prawdziwy – używane dla podkreślenia jakiejś cechy»
Wszyscy turyści (również ci, którzy uważają się za podróżników) chcą przeżyć autentyczną przygodę, podróżować w autentyczny sposób i mają pewne wyobrażenie o tym jak ta autentyczność wygląda.
Jak na przykład wyobrażacie sobie autentyczną Kolumbię? W którym z poniższych miejsc należałoby się znaleźć, żeby zobaczyć jak naprawdę wygląda ten kraj?
Te wieżowce to jedno z pierwszych zdjęć, które zrobiłam – to nowoczesna część Kartageny, którą wszyscy kojarzą przez przepiękne Stare Miasto pełne kolorowych domów, dzięki którym niektórzy nazywają ją jednym z najpiękniejszych miast Ameryki Południowej. Drugie zdjęcie pokazuje wioskę w Amazonii, a ostatnie fragment biedniejszej dzielnicy w mieście Medellin.
Kiedy pokazałam wieżowce prawie nikt nie chciał mi uwierzyć, że tak wygląda Kolumbia, takiego niedowierzania nie było jednak w przypadku dwóch pozostałych zdjęć, które zostały uznane za pokazujące ‚prawdziwy’ kraj.
Bo autentyczność i prawdziwość to dla wielu podróżujących bieda, ciężkie warunki i folklor. Mówią, że żeby poznać kraj trzeba wyjechać z miasta i zatrzymać się w wioskach, że trzeba się przejechać rozwalającym się autobusem, żeby poczuć się jak lokalsi, że trzeba zjeść w tanim barze, żeby zobaczyć co jedzą normalni ludzie.
Bywa, że jem w tanich knajpach, że jeżdżę starymi autobusami i że odwiedzam małe wsie i miasta a jednak mam problem z taką definicją autentyczności.
Po pierwsze, czuję pewien dyskomfort podróżując inaczej niż żyję. W Polsce rzadko już jem w niedrogich barach – głównie dlatego, że całkiem dobrze gotuję i uważam, że kuchnia polska jest o wiele lepsza niż to co serwują w najtańszych miejscach (aczkolwiek zdarzają się perełki). Mieszkam też w dużym mieście i nigdy by mi nie przyszło do głowy powiedzieć, że to nie jest autentyczne życie (na wsi też mieszkałam jakby co – nie było to bardziej prawdziwe życie, było po prostu inne).
Po drugie, my jako turyści mamy wybór i to wszystko zmienia. Choćbyśmy spali w nie wiem jak obleśnych miejscach i jedli nie wiadomo jak „źle” to jest to wyłącznie nasza decyzja i najczęściej fakt, że gdzieś tam (daleko) czeka na nas czyste łóżko nie pomaga w prawdziwym zrozumieniu trudności życia innych.
Nawet w sytuacji, kiedy wydaje ci się, że los traktuje cię tak samo i trafisz do biednego szpitala w małym afrykańskim mieście, takim jak na przykład na zdjęciu poniżej…
… to tylko ci się wydaje, że coś rozumiesz, bo przecież bez problemu będzie cię stać na zapłacenie 10, 20 czy 30 dolarów jeśli będzie potrzeba i będzie to tylko „przygoda”, a nie twoja codzienna rzeczywistość.
Czym więc jest autentyczność w podróży? Ja dla swoich potrzeb stworzyłam własną definicję: to sposób podróżowania, 1) który pozwala mi na poznanie miejsca w jak najbardziej zróżnicowany sposób, wsi, miast, lasów, gór, ludzi bogatszych i biedniejszych, młodszych, starszych, zabytków i natury, kuchni ulicznej i lepszych restauracji – jeśli czasu jest mało wciąż nie będzie to kompletny obraz, ale przynajmniej nie będzie jednostronny; 2) dzięki któremu mogę poznać ludzi podobnych do mnie: w podobnym wieku, o podobnym wykształceniu i statusie społecznym – porównując życie osoby podobnej do mnie łatwiej mi zrozumieć kraj.
To jest moja definicja. Dobra czy nie?